Ewa i Krzysiek ugościli nas po królewsku! Miejsce wymarzone, ale pogoda nieco zmieniła plany organizacyjne - zamiast w ogrodzie ceremonia odbyła się w środku pałacu, pod pięknym świetlikiem i ogromnym wieńcem. Para młoda uzupełniła ten niecodzienny klimat swoimi dodatkami - oboje zbierają przeróżne cuda w stylu steampunk ( w tym stare aparaty!) i nie zawahali się ich użyć w dniu ślubu. Poznając narzeczonych miałam przed sobą dwójkę spokojnych ludzi i, jak się okazało, niepozornych ludzi, którzy już podczas przygotowań okazali się naprawdę energiczni i... kosmicznie zabawni - pałac z każdą godziną zmieniał się w wesoły zamek. Sala w której odbyło się przyjęcie była naprawdę przytulna, ale zabawa przeniosła się na wszystkie możliwe piętra - zaczynając od klimatycznego baru w piwnicach, przez zaczarowany ogród i dziedziniec, aż po słoneczne pokoje na piętrze i eleganckie sale na parterze. Przyznam, że dreptając wszędzie sama zgubiłam się 2 razy. Były spacery, były szaleństwa na parkiecie, był DJ Spawacz i czerwona łopata (na cześć nazwiska pary młodej) - z uśmiechem i całkowicie na luzie, idealnie! ♡