Sentyment z dzieciństwa powrócił w wielkim stylu - Berlińskie Zoo gwarantuje bezpośredni skok w beztroskie chwile piszczenia z radości na widok ogromnych, dzikich zwierząt ze zdecydowanie nizinnej perspektywy. Teraz, mimo diametralnej zmiany kąta widzenia, spacer po gigantycznym ogrodzie nadzianym lwami, słoniami, żyrafami dostarcza dziecięcej porcji ekscytacji. I pewnie ten wpis wyglądałby jak mały atlas zwierząt, gdyby nie wizyta w tutejszym oceanarium.... Niestety, nawet pingwiny przegrywają w starciu z wodną rzeczywistością - morskie stworzonka zawładnęły moją kartą pamięci.
Przy jednym z ogromnych akwariów, w niemalże pustym zaułku, zastaliśmy ciekawie ubraną dziewczynę. Nie tylko jej strój wydawał się interesujący - w szumie wodnej maszynerii zdawało się słychać jej cichy szept skierowany w stronę ryb, które powolnym ruchem zbliżały się do jej twarzy i odpływały z powrotem.
Sala z meduzami.
Podchodząc do pierwszego akwarium dosłownie przykleiłam nos do szyby i nie byłam w stanie oderwać od nich wzroku. Ich ciężkie do opisania kształty, sposób poruszania się i drobny pył unoszący się wokół sprawia wrażenie odizolowanej mikro galaktyki.
Nagrywając tą wodną galaktykę miałam w głowie jedną piosenkę, która idealnie pasowała mi do wrażenia przeniesienia się w inną rzeczywistość - polecam obejrzeć, można wsiąknąć...